Wstęp
Mayo Clinic posiada jeden z wiodących programów przeszczepów wątroby w kraju, ceniony jest za innowacyjną praktykę i badania w dziedzinie neurologii, medycyny transplantacyjnej oraz leczenia raka. Zespoły specjalistów świadczą usługi w ponad 40 specjalnościach medycznych i chirurgicznych. Przyjmowane są tu najznakomitsze jednostki, od znanych dyplomatów, po gwiazdy sportowe i zwykłych ludzi, korzystających z... Czytaj więcej
listopad 2023
20paź
Oficjalne otwarcie forum!
20paź
Dla zainteresowanych powstały halloweenowe zadania. Znajdziesz je W TYM TEMACIE. Zachęcamy do szybkiej reakcji. Ilość miejsc jest ograniczona! :)
25paź
Została już tylko część Zadań MG do przejęcia. Śpieszcie się póki są miejsca. :)
18lis
Powitajmy w ekipie administracji Ruelle I. Prescott! :)
Jayden Ray
001
To nasze miejsce, Noor
Dzień zaczął się dobrze. Od przyjemnego prysznica. Bardzo przyjemnego prysznica i chociaż ciuchy mogły wskazywać na to, że był jeszcze wczorajszy, bo w tych samych przyszedł do pracy na miniony dyżur, świeżo umyte włosy, które uwolnił właśnie spod motocyklowego kasku zaburzały tę wizję. Rozmierzwił je chaotycznie, acz pieczołowicie dłonią, już w czasie kiedy to robił, dostrzegając na horyzoncie kłopoty. Chociaż po części był skupiony na zabezpieczaniu kasku stalową linką, wzrok tak naprawdę utkwił na nadjeżdżającym samochodzie. Od razu uśmiechnął się sardonicznie, teraz, kiedy miał ku temu bezkonsekwentną sposobność. Tarapaty dotknęły go wraz z cichym klikiem kłódki na lince. Jego kłopoty prezentowały się jak zawsze atrakcyjnie i szły w jego kierunku szybkim krokiem. Zerknął wtedy na zegarek na nadgarstku, podciągając krawędź skórzanej kurtki w górę, odsłaniając przegub. Liczył sekundy, jakie właścicielka dużych, lśniących oczu, palących się teraz furią, zmarnuje na wytykanie mu zajętego JEJ miejsca parkingowego. Znał to już z autopsji. Tym razem nie mogła wziąć go z zaskoczenia, dlatego oparł się biodrami o siedzisko motocykla, splatając ostatecznie ręce na piersi i czekał, nie odrywając spojrzenia od wskazówki na tarczy swojego niedrogiego Casio.
— Dobrze cię widzieć, Noor.
Specjalnie nie skomentował, jak dobrze dzisiaj wyglądała, co zauważył nawet pomimo faktu, że poświęcił jej oględzinom ledwie kilka sekund. Nie skomentował tego, dlatego, że wiedział, jak bardzo tego nie lubiła, albo podejrzewał, że nie lubiła. Wiele rzeczy, które zakładał, brał za pewnik. Tym razem nie było inaczej.
Miał dodać coś jeszcze, czym rozproszyłby jej uwagę, ale to jego uwaga została rozproszona, kiedy jednak pokusił się o dłuższe spojrzenie, jakie zawiesił początkowo na jej ramionach, przesnuł się nim po jej sylwetce i wrócił uwagą do jej oczu, na których się zatrzymał.
— Ile masz czasu? Bo ja za trzy minuty się spóźnię. Załatwmy to po drodze.
Dopiero po tych słowach oderwał się od swojej maszyny, z wolna zrzucając z siebie kurtkę, czego pożałował już w momencie, w którym pierwszy chłodny powiew wiatru owiał jego ramiona.
@Adara Noor
Adara Noor
[1]
Spalę ten parking, a ci nie ustąpię
Noor nie należała do osób szczególnie kłótliwych, chociaż często postrzegano ją w ten sposób przez jej nieustannie napiętą twarz i lekko ściągnięte w wyrazie irytacji brwi. Bo irytowało ją naprawdę wiele rzeczy, ale nie mogła sobie pozwolić na luksus wykłócania się o nie, ograniczając prowadzenie sporów do niezbędnego minimum. To minimum wyznaczała dość pragmatycznie, zawieszając je wokół rzeczy, które miały jej ułatwić funkcjonowanie. Czasami jednak prowadzenie sporu postrzegała jako sprawę honoru i tak było w przypadku Jaydena i tego miejsca parkingowego, które (nie miała wątpliwości) zajmował jej po złości. I mogłaby powiedzieć mu wiele rzeczy, mogłaby zarzucić złośliwość czy zagrozić, że wjedzie swoim niewielkim autem w tę jego potworną maszynę i podstawy fizyki zdecydowanie zadziałają na jej korzyść, ale wtedy przywolał jej nazwisko, sprawiając, że najpierw nieco zwolniła swój szybki krok, a później po prostu się zatrzymała w bezpiecznej, dwumetrowej odległości od niego. Nie chciała mi jednak pokazać, że wybił ją tym z rytmu, więc niemo zaczęła usprawiedliwiać swoje zatrzymanie się chęcią związania włosów w luźny kucyk, którego końcówki łaskotały jej skórę przez t-shirt, który miała na sobie.
Wiele kobiet zapewne byłoby zawstydzonych, posiadając tak wąską gamę ciuchów jak Adara. Jej garderoba ograniczała się praktycznie do jeansów, t-shirtów i dresów, które Noor wybierała tylko w domowym zaciszu. Miała co prawda jakieś dwie sukienki (w tym jedną, uniwersalną, ubieraną na wesela, pogrzeby i wszystkie inne uroczystości), ale w przypadku pracy zawsze stawiała na jeansy, koszulkę, dopasowane do niej kolorystycznie (czarne) trampki i luźną bluzę, która miała ją uchronić od przeziębienia się na szpitalnym parkingu. Nie raziło jej nawet to, że w tym zestawie stawała się zaprzeczeniem atrakcyjnej kobiety. Ba, nawet jej to odpowiadało, szczególnie gdy widziała, jak wiele czasu na przebranie się marnują jej koleżanki.
- Dla ciebie nie mam go wcale - oznajmiła, wymijając go nawet, by nie pomyślał, że jego gesty i poza luzaka jakoś na nią działają. Nie działały, a wręcz przeciwnie - niezwykle ją denerwowały. Bo denerwował ją fakt, że ktoś tak rzeczowy w pracy może być tak irytujący poza nią. I nie chodziło już nawet o to głupie miejsce parkingowe czy o ten śmieszny motor. A jednak, mimo braku czasu zwolniła kroku i (nie odwracając się do niego twarzą) zwróciła się do Jaydena jeszcze raz. - Złożyłam do dyrektora wniosek o przydzielenie mi miejsca imiennego… - co prawda jeszcze go nie złożyła, ale miała go w przewieszonej przez ramię materiałowej torbie, więc traktowała to jak rzecz, która już się dokonała. -... żeby nie krążyć jak osioł, gdy jakiś baran postanowi mi je zająć - dodała, już nieco ciszej, na barki losu zrzucając, czy mężczyzna ją usłyszy.
@Jayden Ray
Ostatnio zmieniony przez Adara Noor dnia Sob 21 Paź 2023, 20:30, w całości zmieniany 2 razy
Jayden Ray
“Dla ciebie nie mam go wcale”. Uśmiechnął się cynicznie pod nosem, tylko dlatego, że była odwrócona do niego plecami. Nieważne, jak na nią działał, ważne, że działał. Nieświadomie, ale każdą reakcją łechtała jego ego, więc ruszył za nią, skoro i tak zmierzali w jednym kierunku i zrównał się z nią krokiem, zdawało się, że jej uwaga w żaden sposób go nie zgasiła. Przeciwnie. Wydawał się dziwnie ukontentowany jej maskowaną frustracją.
— Niemiło - skomentował jej słowa, jakby naprawdę go ubodły, choć nawet tonem nie próbował ukrywać, że sobie kpił. Poprawił swobodnie pasek plecaka na ramieniu, przypatrując się w nieskrywanym rozbawieniu w profil jej twarzy i unosząc kącik ust ku górze, powstrzymał się od pierwszego komentarza, jaki cisnął się mu na usta. Powoli wyprzedził ją na parkingu i miał ku temu kilka powodów. PIerwszy, najbardziej oczywisty, pośpiech, drugim było instynktowne otworzenie przed nią drzwi, kiedy dotarli do wejścia dla personelu. Zrobił to jednak lekceważąco, opierając się o nie niedbale plecami, kiedy ją przed sobą przepuszczał, nie szczędząc sobie spojrzenia w kierunki i płaszczyzny, których nie powinien mierzyć tak otwarcie.
— Będziemy mieć swoje miejsce? Cudownie.
Nie dało się nie wyczuć sarkazmu w jego tonie. Tego, którego źródło zdradził już kilkadziesiąt sekund później, ponieważ wcale się z tym nie śpieszył. Poczekał aż razem wejdą do windy i kiedy znaleźli się już w przestrzeni publicznej, a on zapewnił sobie bezpieczne stanowisko w otoczeniu kilku losowych ludzi, którzy dzielili z nimi tę wąską przestrzeń, jeszcze znajdującą się na terenie parkingu, uśmiechnął się i dodał:
— Ale jeśli mówisz o naszym miejscu to może być problem. Też złożyłem wniosek.
Dotychczas patrzył się na wchodzącą z pierwszego piętra parkingu kobietę, ale teraz wrócił wzrokiem do Adary, szukając w odbiciu jej twarzy jakichkolwiek emocji, które naprowadzą go na jej odczucia. Nie mógł tego przegapić. W jej przypadku należało wykazać się większą przenikliwością.
@Adara Noor
— Niemiło - skomentował jej słowa, jakby naprawdę go ubodły, choć nawet tonem nie próbował ukrywać, że sobie kpił. Poprawił swobodnie pasek plecaka na ramieniu, przypatrując się w nieskrywanym rozbawieniu w profil jej twarzy i unosząc kącik ust ku górze, powstrzymał się od pierwszego komentarza, jaki cisnął się mu na usta. Powoli wyprzedził ją na parkingu i miał ku temu kilka powodów. PIerwszy, najbardziej oczywisty, pośpiech, drugim było instynktowne otworzenie przed nią drzwi, kiedy dotarli do wejścia dla personelu. Zrobił to jednak lekceważąco, opierając się o nie niedbale plecami, kiedy ją przed sobą przepuszczał, nie szczędząc sobie spojrzenia w kierunki i płaszczyzny, których nie powinien mierzyć tak otwarcie.
— Będziemy mieć swoje miejsce? Cudownie.
Nie dało się nie wyczuć sarkazmu w jego tonie. Tego, którego źródło zdradził już kilkadziesiąt sekund później, ponieważ wcale się z tym nie śpieszył. Poczekał aż razem wejdą do windy i kiedy znaleźli się już w przestrzeni publicznej, a on zapewnił sobie bezpieczne stanowisko w otoczeniu kilku losowych ludzi, którzy dzielili z nimi tę wąską przestrzeń, jeszcze znajdującą się na terenie parkingu, uśmiechnął się i dodał:
— Ale jeśli mówisz o naszym miejscu to może być problem. Też złożyłem wniosek.
Dotychczas patrzył się na wchodzącą z pierwszego piętra parkingu kobietę, ale teraz wrócił wzrokiem do Adary, szukając w odbiciu jej twarzy jakichkolwiek emocji, które naprowadzą go na jej odczucia. Nie mógł tego przegapić. W jej przypadku należało wykazać się większą przenikliwością.
@Adara Noor
Adara Noor
Noor znała takich chłopców jak Jayden - wiecznych fircyków, którzy na uśmiechu i własnej przebojowości przechodzą przez życie. Spotkała ich wielu na swojej drodze, z wieloma zaczynała pierwszy rok medycyny i część z nich odebrała nawet - podobnie jak ona - dyplom ukończenia studiów. Miała więc masę czasu na uodpornienie się na urok takich ludzi. Adara jednak zazwyczaj po prostu pozostawała niewzruszona czyimiś wdziękami. Niezależnie od tego, czy miała przed sobą niezwykle atrakcyjnego mężczyznę czy przepiękną kobietę. Wszystkie reakcje naszego organizmu były chemią, dało się je biologicznie uzasadnić odpowiednimi procesami mózgu. Była w tym dobra i każdego dnia robiła wszystko, by ludzki mózg miał przed nią coraz mniej tajemnic. Czasami nie wymagało to wysiłku, tak jak w tej chwili. Bez większego zawahania była bowiem w stanie stwierdzić, że jest zirytowana jego zachowaniem i doszła już do chwili, w której przestała nawet tę irytację ukrywać, pozwalając sobie na przewracanie oczami, co uczyniła wielokrotnie - najpierw gdy mężczyzna ją dogonił, później gdy otworzył jej drzwi (przez które finalnie przeszła, nie lubiła marnować czasu na przekomarzanie się w imię sztucznego udowadniania swojej niezależności) i w ostateczności kiedy zdecydował się (jej zdaniem - jak kompletny idiota) wejść do tej samej windy co ona, mimo że znajdowało się w niej już kilka osób.
- Nie przypominam sobie, żebym miała w planach cokolwiek z tobą dzielić - mogła darować sobie przesłodzony ton i krzywy uśmiech, który mu posłała. Ale to, co Noor mogła i to, co chciała było dwoma odrębnymi kwestiami. Podobnie jak mogła darować sobie prychnięcie, które opuściło jej usta, gdy Jayden podzielił się z nią swoimi nowościami. Rozbawienie towarzyszyło jej również wtedy, gdy na chwilę odwróciła głowę w stronę mężczyzny, by spojrzeć na jego twarz. - I nie będę się dzielić. Jeśli będę musiała to podpalę ten parking, żebyś nie stawał na tym konkretnym miejscu - była do tego zdolna. Mogłaby też go wysadzić i to tylko przy pomocy substancji, które przeciętna gospodyni domowa (którą ona oczywiście nie była) miała w kuchni. Należało się zastanowić tylko nad tym, czy chciała marnować życie, by zagrać komuś na nerwach?
@Jayden Ray
- Nie przypominam sobie, żebym miała w planach cokolwiek z tobą dzielić - mogła darować sobie przesłodzony ton i krzywy uśmiech, który mu posłała. Ale to, co Noor mogła i to, co chciała było dwoma odrębnymi kwestiami. Podobnie jak mogła darować sobie prychnięcie, które opuściło jej usta, gdy Jayden podzielił się z nią swoimi nowościami. Rozbawienie towarzyszyło jej również wtedy, gdy na chwilę odwróciła głowę w stronę mężczyzny, by spojrzeć na jego twarz. - I nie będę się dzielić. Jeśli będę musiała to podpalę ten parking, żebyś nie stawał na tym konkretnym miejscu - była do tego zdolna. Mogłaby też go wysadzić i to tylko przy pomocy substancji, które przeciętna gospodyni domowa (którą ona oczywiście nie była) miała w kuchni. Należało się zastanowić tylko nad tym, czy chciała marnować życie, by zagrać komuś na nerwach?
@Jayden Ray
Jayden Ray
Mógł stanąć na kilkanaście różnych sposobów w windzie, nawet przy tak dużym natężeniu osób (z których każda śpieszyła się na swój dyżur), a ten, który wybrał to pozycja, w której stał za nią, stabilizując swoją prostą sylwetkę oparciem ręki na ścianie obok panelu z przyciskami. Zanim wdał się w kontynuuację ich przemiłej wymiany zdań, wzrok padł mu na przyciski, kontrolnie szukając jego piętra, ale to odznaczone było już jako kliknięte, dlatego moment później spojrzał na nią znad jej ramienia, powstrzymując się od prychnięcia, zamiast tego uniósl delikatnie, sardonicznie kącik ust ku górze i pokręcił lekko głową. Nawet nie próbował jej odpowiedzieć na pierwsze słowa. Tak bardzo się przed nim broniła, chociaż nawet jeszcze nigdy nie próbował jej osaczyć, ale już wiedział, że nie powinien. Dawała mu jasno do zrozumienia swój brak zainteresowania. Zachowywał więc neutralność. Przez neutralność miał na myśli nawet sposób w jaki zagryzł wargę, kontynuując swoje milczenie, chociaż kilka uwag już cisnęło się na jego usta. Kolejnej jej wypowiedzi nie mógł zignorować. Zaśmiał się, ale nie był to jeden z tych śmiechów, który budził zainteresowanie i sprawiał, że oczy świeciły mu się ekscytująco. Był to śmiech cyniczny, jeszcze nie agresywnie zaczepny, ale owiany chłodną aurą. Próbował być miły, wszyscy w windzie byli mu świadkiem, że próbował. Teraz przestał.
— W takim razie będziesz musiała, bo już dostałem decyzję.
Takie wnioski o przydzielenie miejsc parkingowych, jeśli wiedziało się do kogo uderzyć, dostawało się od ręki, a Jayden wiedział. Jayden nie powiedział tego głośno, ale z osobą, która podbijała pieczątkę pod tymi wnioskami, dzielił dzisiaj wspólny prysznic, i właśnie dlatego, nawet Adara nie mogła mu popsuć dzisiejszego poranka. Cofnął rękę, prostując się w pełnym rozluźnieniu, bo w przeciwieństwie do niej nie był tak spięty i nastawiony na konfrontację, a jedynie reagował na jej postawę.
— Stać cię na pokrycie szkód? — pierwsze pytanie było łagodnym wstępem, jeszcze jedynie niegroźnym wbijaniem szpileczki. To drugim chciał ją rozzłościć, wiedząc, jak poważnie podchodziła do swojej pracy i jak lekko on sam o nią pytał, jakby to było coś, co można zmieniać co chwila, albo porzucać, skacząc z kwiatka na kwiatek — Nie szkoda Ci tych dwóch lat rezydentury? Będę za Tobą tęsknił, Noor — teraz wyraźnie kpił, oczywiście. Tęskniłby może za zapachem jej szamponu, ale nie za jej właścicielką. Chociaż może w końcu by spytał, jakiego używa, zanim wyrzuconoby ją za podpalenie.
— Mam znajomego strażaka. Dać mu cynk, że będzie potrzebny?
Nie do ognia, bynajmniej. Spojrzał na nią bezczelnie, bo miał wrażenie, że Adara Noor potrzebowała czegoś innego niż interwencji do podpalenia. Ochłodzenia jej charakteru. Brzydko mówiąc – bolca. Ale Jayden był na tyle trzeźwy i zdrowo myślący, że to co pomyślał, nie powiedział tego głośno.
@Adara Noor
— W takim razie będziesz musiała, bo już dostałem decyzję.
Takie wnioski o przydzielenie miejsc parkingowych, jeśli wiedziało się do kogo uderzyć, dostawało się od ręki, a Jayden wiedział. Jayden nie powiedział tego głośno, ale z osobą, która podbijała pieczątkę pod tymi wnioskami, dzielił dzisiaj wspólny prysznic, i właśnie dlatego, nawet Adara nie mogła mu popsuć dzisiejszego poranka. Cofnął rękę, prostując się w pełnym rozluźnieniu, bo w przeciwieństwie do niej nie był tak spięty i nastawiony na konfrontację, a jedynie reagował na jej postawę.
— Stać cię na pokrycie szkód? — pierwsze pytanie było łagodnym wstępem, jeszcze jedynie niegroźnym wbijaniem szpileczki. To drugim chciał ją rozzłościć, wiedząc, jak poważnie podchodziła do swojej pracy i jak lekko on sam o nią pytał, jakby to było coś, co można zmieniać co chwila, albo porzucać, skacząc z kwiatka na kwiatek — Nie szkoda Ci tych dwóch lat rezydentury? Będę za Tobą tęsknił, Noor — teraz wyraźnie kpił, oczywiście. Tęskniłby może za zapachem jej szamponu, ale nie za jej właścicielką. Chociaż może w końcu by spytał, jakiego używa, zanim wyrzuconoby ją za podpalenie.
— Mam znajomego strażaka. Dać mu cynk, że będzie potrzebny?
Nie do ognia, bynajmniej. Spojrzał na nią bezczelnie, bo miał wrażenie, że Adara Noor potrzebowała czegoś innego niż interwencji do podpalenia. Ochłodzenia jej charakteru. Brzydko mówiąc – bolca. Ale Jayden był na tyle trzeźwy i zdrowo myślący, że to co pomyślał, nie powiedział tego głośno.
@Adara Noor
Adara Noor
Adara nie lubiła, gdy ktoś wyprowadzał ją z równowagi. Miała wtedy poczucie, że nie jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu i że powinna odpuścić sobie dalszą drogę. Później jednak niezwykle szybko przypominała sobie o tym, że świat był pełen idiotów - takich jak Jayden - a los rzucał ich przed jej oblicze, sprawiając, że Noor nie mogła się nie denerwować. Musiała traktować takie sytuacje jak lekcje. Zajęcia pokory, zachowania spokoju i umiejętności panowania nad emocjami. Nawet jeśli miała ochotę wcisnąć teraz wszystkie guziki na raz twarzą mężczyzny, z którym (podobnie jak z kilkoma innymi osobami) dzieliła ciasną przestrzeń windy. Ray zdecydował się jednak nieustannie wystawiać ją na próbę, sprawiając, że młoda rezydentka jedynie mocniej spinała się w sobie z nadzieją, że w ten sposób będzie w stanie uniknąć przypadkowych ruchów, którymi mogłaby wyrządzić mu krzywdę.
Może jednak ta chęć była usprawiedliwiona, skoro Ray, jak dziecko, cieszył się tym, że zrobił jej na złość? Nie miała wątpliwości, że nie zagrał tutaj czysto. Nie cieszyłby się tak, gdyby normalnie udało mu się zdobyć to miejsce.
- Nie martw się o moje finanse. Jakbym chciałą to kupiłabym pięć takich rowerków jak ten, którym tu przyjeżdżasz - nie kupiłaby, bo zostało jej jeszcze jakieś piętnaście lat spłacania kredytu studenckiego, ale niestety nie każdy miał okazję urodzić się w idealnej rodzinie, w której majątek rozdzielony był na kilka niezależnych kont, do których dostęp dostawało się tym denerwującym, brytyjskim akcentem.
Boże święty jak on ją denerwował tym, że oddycha, mówi i że po prostu jest sobą.
- Jeśli znajomy jest tak irytujący i bezczelny jak ty, a do tego gada takie same głupoty, to wolę ugasić ten pożar sama - nie miało to najmniejszego sensu, ale fakt był taki, że Adara Noor od lat była samowystarczalna. Sama rozwiązywała swoje problemy, nawet wtedy, gdy sama je tworzyła i wydawały się jej sytuacjami bez wyjścia. - Masz jeszcze jakąś złotą myśl? - nie miała zamiar dać mu pokazać, że wygrał. Zdenerwował ją, owszem, ale czy traktując jego zaczepki tak, jakby nie znaczyły nic, to nie ona stawała się zwycięzcą?
@Jayden Ray
Może jednak ta chęć była usprawiedliwiona, skoro Ray, jak dziecko, cieszył się tym, że zrobił jej na złość? Nie miała wątpliwości, że nie zagrał tutaj czysto. Nie cieszyłby się tak, gdyby normalnie udało mu się zdobyć to miejsce.
- Nie martw się o moje finanse. Jakbym chciałą to kupiłabym pięć takich rowerków jak ten, którym tu przyjeżdżasz - nie kupiłaby, bo zostało jej jeszcze jakieś piętnaście lat spłacania kredytu studenckiego, ale niestety nie każdy miał okazję urodzić się w idealnej rodzinie, w której majątek rozdzielony był na kilka niezależnych kont, do których dostęp dostawało się tym denerwującym, brytyjskim akcentem.
Boże święty jak on ją denerwował tym, że oddycha, mówi i że po prostu jest sobą.
- Jeśli znajomy jest tak irytujący i bezczelny jak ty, a do tego gada takie same głupoty, to wolę ugasić ten pożar sama - nie miało to najmniejszego sensu, ale fakt był taki, że Adara Noor od lat była samowystarczalna. Sama rozwiązywała swoje problemy, nawet wtedy, gdy sama je tworzyła i wydawały się jej sytuacjami bez wyjścia. - Masz jeszcze jakąś złotą myśl? - nie miała zamiar dać mu pokazać, że wygrał. Zdenerwował ją, owszem, ale czy traktując jego zaczepki tak, jakby nie znaczyły nic, to nie ona stawała się zwycięzcą?
@Jayden Ray
Jayden Ray
Nie widział sensu w poprawianiu jej, że przyjechał tu motocyklem, nie żadnym rowerkiem, chociaż nazwa modelu, jak prawidłowego motocyklisty, od razu nasuwała mu się na myśl. Nie akceptował definicji “motora”, a co dopiero “rowerka”. Wiedział jednak, że próbuje go tym zdenerwować, a Jaydena nie było łatwo wyprowadzić z równowagi. Niezmiennie wpatrywał się w bok jej twarzy znad jej ramienia. Jego spojrzenie niosło ze sobą trochę pobłażania, a trochę rozbawienia, tak naprawdę, bo już nic więcej nie mógł zrobić w tej sytuacji. Skoro jednak już poruszyła tak odważnie i zadziornie ten temat, przestąpił z nogi na nogę i pociągnął go dalej, pochylając się konspiracyjnie nad jej uchem, jakby zadane pytanie naprawdę stanowiło jakąś tajemnicę:
— Tak? I co byś z nimi zrobiła? Wystawkę w salonie na szpitalne fartuchy?
Nie zakładał, że potrafiła jeździć na motocyklu. Nie nazywałaby go wtedy “rowerkiem”, dobrze wiedząc, jak aroganckie wydaje się to osobom, które chociaż trochę interesują się motoryzacją, a Jayden nawet nie był w tym aspekcie prawdziwym popaprańcem, a po prostu hobbystą. Ostatecznie oparł się ramieniem o ściankę windy, w znużeniu śledząc zmieniające się nad drzwiami numerki pięter, z zaskoczeniem zauważając, jak wolno ten przejazd trwa. Czyżby to była magia jej towarzystwa?
— Jesteś z tych… co lubią tych sztywnych, nudnych i może powtarzają jeszcze w co drugim zdaniu, że ukończyli doktorat?
Chcąc nie chcąc pochylił się na nowo w jej kierunku, choć już w nowej pozycji, splatając ręce na piersi przed sobą, uginając tylko lekko kręgosłup w jej stronę. Niepisana zasada mówiła, że nie powinno rozmawiać się w windach, a już na pewno nie głośno i chociaż Jayden nie był zwolennikiem przestrzegania jakichkolwiek zasad, ta akurat – doglądana – pomagała uniknąć niepotrzebnych krzywych spojrzeń, a w miejscu pracy wolał nie wywoływać kontrowersji. Innych niż te, które już o niego chodziły po szpitalu. Jedną z nich była łatka, faktycznie, bezczelnego typa. Nic więc dziwnego, że odpowiednio sprowokowany przechylił głowę na bok, ważąc w głowie czy chęć bycia zgryźliwym przeważa w nim nad jego dobrym nastrojem. Ostatecznie jednak doszedł do wniosku, że jedno z drugim się nie gryzie, dlatego odparował bezrefleksyjnie.
— Tak. Twój t-shirt dobrze leży.
W tym właśnie momencie piknął sygnał otwieranych drzwi na piętrze, na którym on planował wyjść, co też za moment zrobił, mijając ją, rzucając jeszcze ściszone i pełne perfidii:
— Prześwituje.
Bo zauważył to już na parkingu. We własnych myślach nie kłamał, kiedy zauważył, że naprawdę atrakcyjnie dziś wyglądała, chociaż zapewne nie pomyślała o tym wychodząc z domu.
@Adara Noor
— Tak? I co byś z nimi zrobiła? Wystawkę w salonie na szpitalne fartuchy?
Nie zakładał, że potrafiła jeździć na motocyklu. Nie nazywałaby go wtedy “rowerkiem”, dobrze wiedząc, jak aroganckie wydaje się to osobom, które chociaż trochę interesują się motoryzacją, a Jayden nawet nie był w tym aspekcie prawdziwym popaprańcem, a po prostu hobbystą. Ostatecznie oparł się ramieniem o ściankę windy, w znużeniu śledząc zmieniające się nad drzwiami numerki pięter, z zaskoczeniem zauważając, jak wolno ten przejazd trwa. Czyżby to była magia jej towarzystwa?
— Jesteś z tych… co lubią tych sztywnych, nudnych i może powtarzają jeszcze w co drugim zdaniu, że ukończyli doktorat?
Chcąc nie chcąc pochylił się na nowo w jej kierunku, choć już w nowej pozycji, splatając ręce na piersi przed sobą, uginając tylko lekko kręgosłup w jej stronę. Niepisana zasada mówiła, że nie powinno rozmawiać się w windach, a już na pewno nie głośno i chociaż Jayden nie był zwolennikiem przestrzegania jakichkolwiek zasad, ta akurat – doglądana – pomagała uniknąć niepotrzebnych krzywych spojrzeń, a w miejscu pracy wolał nie wywoływać kontrowersji. Innych niż te, które już o niego chodziły po szpitalu. Jedną z nich była łatka, faktycznie, bezczelnego typa. Nic więc dziwnego, że odpowiednio sprowokowany przechylił głowę na bok, ważąc w głowie czy chęć bycia zgryźliwym przeważa w nim nad jego dobrym nastrojem. Ostatecznie jednak doszedł do wniosku, że jedno z drugim się nie gryzie, dlatego odparował bezrefleksyjnie.
— Tak. Twój t-shirt dobrze leży.
W tym właśnie momencie piknął sygnał otwieranych drzwi na piętrze, na którym on planował wyjść, co też za moment zrobił, mijając ją, rzucając jeszcze ściszone i pełne perfidii:
— Prześwituje.
Bo zauważył to już na parkingu. We własnych myślach nie kłamał, kiedy zauważył, że naprawdę atrakcyjnie dziś wyglądała, chociaż zapewne nie pomyślała o tym wychodząc z domu.
@Adara Noor
Adara Noor
Przestrzeń windy wydawała się dziwnie duszna, gdy Jayden pochylał się na nią i rozkosznie swobodna, gdy tylko się od niej odsuwał, zatruwając swoją obecnością towarzystwo ścianki windy. Był denerwujący i Noor tak okopała się w swoim stanowisku, że nie widziała szansy, by kiedyś jakkolwiek spojrzeć na niego inaczej. Jednocześnie nie chciała dać mu poczucia, że wygrał. Bo ona nie przegrywała, po prostu. Niezależnie od tego, czy chodziło o wynik kolokwium na studiach, punkty w barze karaoke czy ilość alkoholu, który człowiek jest w stanie wypić zanim urwie się mu się film. To ostatnie przychodziło jej niezwykle łatwo ze znajomością biochemii, którą miała. Niezależnie więc od tego, co Jayden zdecydował się zrobić, jak nieczysto zagrał, by zgarnąć miejsce parkingowe i jak bardzo zamierzał się tych chwalić, to najważniejszym celem rezydentki było teraz to, by nie dać mu poczucia, że cokolwiek jej utrudnił. Wybór tego konkretnego miejsca był efektem wielomiesięcznych prób, obliczeń i prowadzonych statystyk, ale włożenie tego samego wysiłku raz jeszcze na pewno pozwoli znaleźć miejsce równie dobre, a może nawet i lepsze.
Nic dziwnego, że dojście do takiego wniosku pozwoliło Adarze nie tylko na uśmiech, ale nawet na ciche prychnięcie, w którym tylko ona umiała rozpoznać wyraz dumy z własnej dedukcji. Dla wszystkich innych musiała to być oznaka skierowanej wobec Raya kpiny, którą Noor uwydatniła, odwracając się w jego stronę i niby opiekuńczym gestem odgarniając mu kosmyki włosów za ucho. - Jeśli z tą myślą będzie ci się lepiej spało, to możemy uznać, że to prawda - delikatny uśmiech i wzruszenie ramion mogły (i miały) go zdenerwować. Kobieta postanowiła jednak nie obserwować efektu swoich działań i wrócić do swojej poprzedniej pozycji, pozwalającej jej na wgapianie się w drzwi windy.
W te same drzwi, za którymi (ku jej radości) za chwilę miał zniknąć Jayden, dając jej święty spokój w podróży na jej piętro. Nie przewidziała jednak, że chłopak zdecyduje się w jakikolwiek sposób jej odpowiedzieć. Musiała mieć jednak ostatnie słowo, dlatego (bez większego zastanowienia) chwyciła brzeg swojej koszulki i podwinęła ją do góry, odsłaniając nie tylko kawałek nagiej skóry brzucha, ale też pokazując mężczyźnie biustonosz, który tego dnia założyła. - Żebyś nie musiał wysilać wzroku, bo to angażuje to chyba za dużo Twoich procesów myślowych - dodała z cynicznym uśmiechem wymalowanym na ustach.
@Jayden Ray
Nic dziwnego, że dojście do takiego wniosku pozwoliło Adarze nie tylko na uśmiech, ale nawet na ciche prychnięcie, w którym tylko ona umiała rozpoznać wyraz dumy z własnej dedukcji. Dla wszystkich innych musiała to być oznaka skierowanej wobec Raya kpiny, którą Noor uwydatniła, odwracając się w jego stronę i niby opiekuńczym gestem odgarniając mu kosmyki włosów za ucho. - Jeśli z tą myślą będzie ci się lepiej spało, to możemy uznać, że to prawda - delikatny uśmiech i wzruszenie ramion mogły (i miały) go zdenerwować. Kobieta postanowiła jednak nie obserwować efektu swoich działań i wrócić do swojej poprzedniej pozycji, pozwalającej jej na wgapianie się w drzwi windy.
W te same drzwi, za którymi (ku jej radości) za chwilę miał zniknąć Jayden, dając jej święty spokój w podróży na jej piętro. Nie przewidziała jednak, że chłopak zdecyduje się w jakikolwiek sposób jej odpowiedzieć. Musiała mieć jednak ostatnie słowo, dlatego (bez większego zastanowienia) chwyciła brzeg swojej koszulki i podwinęła ją do góry, odsłaniając nie tylko kawałek nagiej skóry brzucha, ale też pokazując mężczyźnie biustonosz, który tego dnia założyła. - Żebyś nie musiał wysilać wzroku, bo to angażuje to chyba za dużo Twoich procesów myślowych - dodała z cynicznym uśmiechem wymalowanym na ustach.
@Jayden Ray
Jayden Ray
Obserwował ją uważnie, kiedy zaczesywała jego kosmyk włosów za ucho. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie było to przyjemne, o czym świadczył choćby elektryzujący dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Rozdzielał jednak reakcje swojego ciała, od czystego rozsądku, a rozsądek podpowiadał mu, że powinien zachować czujność.
Nie wiedział, czego Adara się spodziewała? Że potknie się za progiem windy, patrząc za nią, jakby nigdy w życiu nie widział jeszcze biustonosza? Byłby bezczelny, gdyby teraz otwarcie porównywał jej atuty z innymi znanymi mu kobietami, ale instynktownie właśnie to zrobił, chociaż swoje wnioski zachował dla siebie. Nic więcej ponadto się nie wydarzyło. Nie dał po sobie poznać ani żeby miał być zszokowany, ani szczególnie zainteresowany, nie wydawał się jednak niezainteresowany, bo jak każdy zdrowy męzczyzna, pozwolił żeby jego wzrok automatycznie przesnuł się po jej ciele. Nie udawał sztucznie uprzejmego, czy skromnego i nieśmiałego, bo przecież i tak by mu w to nie uwierzyła. Nie jarał się jednak kobiecym ciałem, jak młody studenciak. Zamiast tego z rozwagą cofnął się, oddalając się od drzwi windy, napominając ją tylko dwoma słowami.
— Doktor Noor…
Zapomniała, gdzie była? Emocje względem niego przyćmiły jej zdrowy rozsądek w takim stopniu, że trzeba było jej przypominać, że znajduje się w miejscu pracy, gdzie reprezentuje grupę społeczną, jakiej nie wypada roznegliżowywać się w miejscu publicznym? Nawet jeśli tylko przez kilka sekund i tylko w jego kierunku?
— Możemy zaspokajać moją ciekawość w kontrolowanych warunkach zamiast w szpitalnej windzie? Proponuję moją sypialnię po pracy — rzucił perfidnie, słowa akcentując jak flirciarskie zaproszenie, choć tak naprawdę cień zażenowania przebiegł mu przez twarz, kiedy to mówił, mimo, że przez ułamki sekundy zmieszanego z prawdziwą pożądliwością, jaka naturalnie wychodziła z niego, kiedy akurat prezentował siebie od tej właśnie, zadziornej strony. Nie trwało to jednak długo, bo i nie posyłał jej poważnego zaproszenia. Gdyby był poważny, zaproponowałby szpitalny kantorek, bo po co się powstrzymywać. Nie było to jednak ani miejsce, ani czas, dlatego ograniczył się do połowicznego żartu.
— O ile potrafisz gasić każde pożary. Nie chciałbym, żebyś puściła mi dom z dymem.
@Adara Noor
Nie wiedział, czego Adara się spodziewała? Że potknie się za progiem windy, patrząc za nią, jakby nigdy w życiu nie widział jeszcze biustonosza? Byłby bezczelny, gdyby teraz otwarcie porównywał jej atuty z innymi znanymi mu kobietami, ale instynktownie właśnie to zrobił, chociaż swoje wnioski zachował dla siebie. Nic więcej ponadto się nie wydarzyło. Nie dał po sobie poznać ani żeby miał być zszokowany, ani szczególnie zainteresowany, nie wydawał się jednak niezainteresowany, bo jak każdy zdrowy męzczyzna, pozwolił żeby jego wzrok automatycznie przesnuł się po jej ciele. Nie udawał sztucznie uprzejmego, czy skromnego i nieśmiałego, bo przecież i tak by mu w to nie uwierzyła. Nie jarał się jednak kobiecym ciałem, jak młody studenciak. Zamiast tego z rozwagą cofnął się, oddalając się od drzwi windy, napominając ją tylko dwoma słowami.
— Doktor Noor…
Zapomniała, gdzie była? Emocje względem niego przyćmiły jej zdrowy rozsądek w takim stopniu, że trzeba było jej przypominać, że znajduje się w miejscu pracy, gdzie reprezentuje grupę społeczną, jakiej nie wypada roznegliżowywać się w miejscu publicznym? Nawet jeśli tylko przez kilka sekund i tylko w jego kierunku?
— Możemy zaspokajać moją ciekawość w kontrolowanych warunkach zamiast w szpitalnej windzie? Proponuję moją sypialnię po pracy — rzucił perfidnie, słowa akcentując jak flirciarskie zaproszenie, choć tak naprawdę cień zażenowania przebiegł mu przez twarz, kiedy to mówił, mimo, że przez ułamki sekundy zmieszanego z prawdziwą pożądliwością, jaka naturalnie wychodziła z niego, kiedy akurat prezentował siebie od tej właśnie, zadziornej strony. Nie trwało to jednak długo, bo i nie posyłał jej poważnego zaproszenia. Gdyby był poważny, zaproponowałby szpitalny kantorek, bo po co się powstrzymywać. Nie było to jednak ani miejsce, ani czas, dlatego ograniczył się do połowicznego żartu.
— O ile potrafisz gasić każde pożary. Nie chciałbym, żebyś puściła mi dom z dymem.
@Adara Noor
Adara Noor
Były miejsca i sytuacje wymagające określonych zachowań. Noor nie miała wątpliwości, że nie zachowałaby się podobnie w sklepie, kościele czy będąc na oddziale. Stała jednak w progu windy pracowniczej, w uśpionym zmianą personelu szpitalu. Mogła sobie pozwolić na co tylko chciała. Jej ciało - zadbane, wyrzeźbione i przyciągające uwagę - wiele razy było powodem, dla którego podważano jej kompetencje, czy odmawiano jej wielu rzeczy. Autorami takich komentarzy byli nie tylko mężczyźni, ale również kobiety, patrzące na nią przez pryzmat wyglądu i pochodzenia. Nie zrażała się jednak, bo wciąż ciało było tylko ciałem - zbiorem mięśni i naczyń krwionośnych przykrytych skórą. Wszystkie te elementy należały do niej i to ona mogła decydować, które z nich zakrywa, a które okrywa, biorąc pod uwagę okoliczności, w których się znajdowała.
Nie poczuła się wstydu, a jedynie dziką satysfakcję, że ktoś raki jak Jayden Ray odwoływał się do norm społecznych, stając naprzeciwko niej. To oznaczało wygraną i taki rezultat ich potyczki Noor była w stanie przyjąć.
- Nie wiem, czy będziesz w stanie stanąć na wysokości zadania - podobało jej się, jak mogła niego kpić. Podobało się jej też to, że niezależnie od słów i obietnic, w ostatecznym rozrachunku Jayden okazywał się tylko mężczyzną, któremu kawałek ciała wystarczył, by stracić głowę. Jednocześnie wydawała się nie zauważać tego, że sama okazuje się typowym, upartym babskiem, które po prostu chce mu jakoś utrudnić funkcjonowanie. - Ale zawsze możesz zaprosić kolegę strażaka - dodała, niby od niechcenia, sięgając do umieszczonego na ścianie windy panelu i zatrzymując palec nad przyciskiem, przyspieszającym zamykanie drzwi. - O ile pożyczysz nam sypialnię, oczywiście. Jej właścicielem nie jestem zainteresowana - nawet jeśli jeszcze chwilę temu pokazała mu się w sposób, w który od dawna nie widział jej żaden mężczyzna z wyjątkiem zapaleńców sportu, których spotykała rano na trasie w sportowym topie.
Teraz, kiedy już miała poczucie absolutnej wygranej, mogła wreszcie nacisnąć przycisk zamykania drzwi i ruszyć w drogę na swoje piętro.
@jayden ray
/zt x2
Nie poczuła się wstydu, a jedynie dziką satysfakcję, że ktoś raki jak Jayden Ray odwoływał się do norm społecznych, stając naprzeciwko niej. To oznaczało wygraną i taki rezultat ich potyczki Noor była w stanie przyjąć.
- Nie wiem, czy będziesz w stanie stanąć na wysokości zadania - podobało jej się, jak mogła niego kpić. Podobało się jej też to, że niezależnie od słów i obietnic, w ostatecznym rozrachunku Jayden okazywał się tylko mężczyzną, któremu kawałek ciała wystarczył, by stracić głowę. Jednocześnie wydawała się nie zauważać tego, że sama okazuje się typowym, upartym babskiem, które po prostu chce mu jakoś utrudnić funkcjonowanie. - Ale zawsze możesz zaprosić kolegę strażaka - dodała, niby od niechcenia, sięgając do umieszczonego na ścianie windy panelu i zatrzymując palec nad przyciskiem, przyspieszającym zamykanie drzwi. - O ile pożyczysz nam sypialnię, oczywiście. Jej właścicielem nie jestem zainteresowana - nawet jeśli jeszcze chwilę temu pokazała mu się w sposób, w który od dawna nie widział jej żaden mężczyzna z wyjątkiem zapaleńców sportu, których spotykała rano na trasie w sportowym topie.
Teraz, kiedy już miała poczucie absolutnej wygranej, mogła wreszcie nacisnąć przycisk zamykania drzwi i ruszyć w drogę na swoje piętro.
@jayden ray
/zt x2
Ruelle I. Prescott
To był jeden z tych dni. Ruelle nie miała pojęcia jaka była tego przyczyna, ale czuła się po prostu słabo, a żołądek zaciskał jej się na samą myśl o jedzeniu w niemej groźbie zwrócenia posiłku jeśli tylko zdecyduje się jadnak coś zjeść. Próbowała, ale mdłości, które ogarnęły ją po dwóch widelcach wymyślnego makaronu od Will, sprawiały, że zaniechała dalszych starań.
Normalnie nie widziałaby problemu w zwyczajnym pominięciu posiłku, ale tutaj dochodziła właśnie kwestia Coleridge. Nie chciała przyznać się jej do tego, że nic nie jadła. Po pierwsze z powodu tego, że naraziłaby się na kolejną pogadankę na temat tego, że powinna bardziej dbać o swoje odżywianie. Po drugie nie chciała jej robić przykrości, że jednak niejako wzgardziła obiadem, który audiolożka jej przygotowała, a przyznając się do swoich powodów naraziłaby się na falę zmartwienia, której wolała uniknąć.
Najlepszym zatem rozwiązaniem było udawać, że wszystko było w porządku i po prostu pozbyć się jedzenia w dyskretny sposób. Żal, żeby miało się zmarnować więc śmietnik odpadał, a obawiała się, że odstępując je komuś narażałaby się na to, że informacja o tym trafi mimo wszystko do Wilhelminy.
Szopy. To zawsze było dobre wyjście. Nic zatem dziwnego, że znalazła się pod szpitalem, wędrując po skraju parkingu nim finalnie wysypała makaron w pobliżu śmietnika. Nie czekała jakoś szczególnie długo nim znajome zwierzątka futerkowe zwęszyły porządny posiłek. Personel znienawidziłby ją za dokarmianie tych szkodników. Chyba i tak robiła to wystarczająco często, że rozpoznawała poszczególne szopy i nadala im nawet imiona.
@Sylvan Manning
Normalnie nie widziałaby problemu w zwyczajnym pominięciu posiłku, ale tutaj dochodziła właśnie kwestia Coleridge. Nie chciała przyznać się jej do tego, że nic nie jadła. Po pierwsze z powodu tego, że naraziłaby się na kolejną pogadankę na temat tego, że powinna bardziej dbać o swoje odżywianie. Po drugie nie chciała jej robić przykrości, że jednak niejako wzgardziła obiadem, który audiolożka jej przygotowała, a przyznając się do swoich powodów naraziłaby się na falę zmartwienia, której wolała uniknąć.
Najlepszym zatem rozwiązaniem było udawać, że wszystko było w porządku i po prostu pozbyć się jedzenia w dyskretny sposób. Żal, żeby miało się zmarnować więc śmietnik odpadał, a obawiała się, że odstępując je komuś narażałaby się na to, że informacja o tym trafi mimo wszystko do Wilhelminy.
Szopy. To zawsze było dobre wyjście. Nic zatem dziwnego, że znalazła się pod szpitalem, wędrując po skraju parkingu nim finalnie wysypała makaron w pobliżu śmietnika. Nie czekała jakoś szczególnie długo nim znajome zwierzątka futerkowe zwęszyły porządny posiłek. Personel znienawidziłby ją za dokarmianie tych szkodników. Chyba i tak robiła to wystarczająco często, że rozpoznawała poszczególne szopy i nadala im nawet imiona.
@Sylvan Manning
Sylvan Manning
Sylvan nierzadko wychodził z budynku w trakcie przerwy. Nie należał do osób, które unikały pracy, w tym miejscu widział swoje powołanie - ale każdy potrzebował odpoczynku, odrobiny świeżego powietrza… i spokoju. W budynku byli ludzie. Wśród ludzi było głośno i duszno. Nawet ekstrawertyk musiał mieć swoje limity, a Sylvan nie był nawet tym. Nie miał konkretnego celu poza tym, że chciał się na chwilę zrelaksować. Dla pewności poprawił sobie fryzurę, umył ręce, założył swoje białe rękawiczki i ruszył spokojnym krokiem w kierunku parkingu. Tego dla pracowników, bo tam nie spodziewał się żadnego towarzystwa.
W związku z tym był nieco zaskoczony, gdy dotarł już na miejsce i zrozumiał, że jak najbardziej ma towarzystwo. Nie tylko w formie szopów, których obecność wcale by mu nie przeszkadzała, ale też w formie kobiety. Tamtej konkretnej kobiety, którą widywał czasami w towarzystwie Wilhelminy Coleridge. Wiedział, rzecz jasna, kim była - Ruelle I. Prescott, patomorfolog, piękna, zapewne całkiem zamożna osoba… i najwyraźniej dobra przyjaciółka tych wszystkich szopów, które widywał okazjonalnie w pobliżu szpitala. Sylvan od zawsze uważał Ruelle za osobę interesującą, ale nie na tyle by próbować poznać ją osobiście i zagadywać poza pracą. Tego dnia jednak poczuł w sobie jakąś zmianę. Zauważył podobieństwo między nią i sobą, więc wreszcie ruszył się spod drzwi wyjściowych i przeszedł pomiędzy samochodami, spokojnym krokiem zbliżając się do kobiety. Zauważył, że karmiła szopy, ale na odległość nie potrafił stwierdzić czym.
- To miłe, że dzielisz się obiadem, panno Prescott. - stwierdził, a poważny ton jego głosu sugerował, że to niekoniecznie musiało być żartem. Jak zwykle, nie wiedział jak powinien rozpocząć rozmowę ze starszą, właściwie nieznajomą osobą, ale starał się tego po sobie nie pokazywać. Dyskomfort zdradzało tylko to, że nerwowo tupał lewą nogą. - Nie spodziewałbym się tego po tobie… Nie często poznaję osoby, które dokarmiają zwierzęta. Że chyba źle oceniłem sytuację i te szopy miały po prostu szczęście, bo natrafiły na posiadaczkę nieudanego obiadu. - wzruszył lekko ramionami. Jak zwykle, gdy nie wiedział co powiedzieć, mówił po prostu wszystko co przychodziło mu do głowy. Jeśli komuś przeszkadza, na pewno mu powiedzą, prawda? Zazwyczaj tak było.
@Ruelle I. Prescott
W związku z tym był nieco zaskoczony, gdy dotarł już na miejsce i zrozumiał, że jak najbardziej ma towarzystwo. Nie tylko w formie szopów, których obecność wcale by mu nie przeszkadzała, ale też w formie kobiety. Tamtej konkretnej kobiety, którą widywał czasami w towarzystwie Wilhelminy Coleridge. Wiedział, rzecz jasna, kim była - Ruelle I. Prescott, patomorfolog, piękna, zapewne całkiem zamożna osoba… i najwyraźniej dobra przyjaciółka tych wszystkich szopów, które widywał okazjonalnie w pobliżu szpitala. Sylvan od zawsze uważał Ruelle za osobę interesującą, ale nie na tyle by próbować poznać ją osobiście i zagadywać poza pracą. Tego dnia jednak poczuł w sobie jakąś zmianę. Zauważył podobieństwo między nią i sobą, więc wreszcie ruszył się spod drzwi wyjściowych i przeszedł pomiędzy samochodami, spokojnym krokiem zbliżając się do kobiety. Zauważył, że karmiła szopy, ale na odległość nie potrafił stwierdzić czym.
- To miłe, że dzielisz się obiadem, panno Prescott. - stwierdził, a poważny ton jego głosu sugerował, że to niekoniecznie musiało być żartem. Jak zwykle, nie wiedział jak powinien rozpocząć rozmowę ze starszą, właściwie nieznajomą osobą, ale starał się tego po sobie nie pokazywać. Dyskomfort zdradzało tylko to, że nerwowo tupał lewą nogą. - Nie spodziewałbym się tego po tobie… Nie często poznaję osoby, które dokarmiają zwierzęta. Że chyba źle oceniłem sytuację i te szopy miały po prostu szczęście, bo natrafiły na posiadaczkę nieudanego obiadu. - wzruszył lekko ramionami. Jak zwykle, gdy nie wiedział co powiedzieć, mówił po prostu wszystko co przychodziło mu do głowy. Jeśli komuś przeszkadza, na pewno mu powiedzą, prawda? Zazwyczaj tak było.
@Ruelle I. Prescott
Ruelle I. Prescott
Raczej niewielu pracowników kręciło się w ogóle wokół budynku czy na zewnątrz chyba, że chodziło o spacer do samochodu lub wyjście na papierosa. Oczywiście była też opcja, że niektórzy lubili zjeść własny posiłek na świeżym powietrzu, ale nie zdarzało się to jakoś wyjątkowo często. Ogólnie rzecz biorąc życie toczyło się raczej wewnątrz szpitala niż poza jego murami.
Ruelle mogła jedynie przeklinać decyzję o tym, aby rozrzucić szopom jedzenie dokładnie w tym miejscu. Zwłaszcza, że jeszcze zatrzymała się, aby upewnić się czy na pewno futrzaści przyjaciele zdecydowali się podjąć ucztę. Chociaż czemu mieliby wzgardzić kuchnią włoską? Nieczęsto pewnie mieli okazję na skosztowanie takich rarytasów. Zaklęła cicho pod nosem, gdy tylko usłyszała czyjś głos i odwróciła się w stronę chłopaka, który się do niej zwracał.
Kojarzyła go. Może nie do końca z imienia i nazwiska, ale widziała go krzątającego się na audiologii. Z tego, co pamiętała był tam pielęgniarzem. Jeszcze tego jej brakowało, żeby na podobnym występku przyłapał ją akurat ktoś kto mógłby mieć całkiem dobry kontakt z jej karmicielką.
- Cóż, w takim razie znasz mój sekret - odpowiedziała, odwracając się na chwilę od pałaszujących wesoło szopów i przyglądając się uważnie chłopakowi, którego obrzuciła dosyć chłodnym spojrzeniem. - Tylko nikomu ani słowa o tym, co tutaj widziałeś. Zwłaszcza doktor Coleridge.
Czy to brzmiało jak groźba? Dopiero mogło zacząć. Raczej wielkim sekretem wśród przynajmniej części personelu nie było to, że regularnie dostawała obiady od lekarki z audiologii, która postanowiła położyć kres jej niewłaściwej diecie. Przynajmniej robiła to nieco skuteczniej niż Medina, który starał jej się ojcować i strofować za podobne rzeczy.
@Sylvan Manning
Ruelle mogła jedynie przeklinać decyzję o tym, aby rozrzucić szopom jedzenie dokładnie w tym miejscu. Zwłaszcza, że jeszcze zatrzymała się, aby upewnić się czy na pewno futrzaści przyjaciele zdecydowali się podjąć ucztę. Chociaż czemu mieliby wzgardzić kuchnią włoską? Nieczęsto pewnie mieli okazję na skosztowanie takich rarytasów. Zaklęła cicho pod nosem, gdy tylko usłyszała czyjś głos i odwróciła się w stronę chłopaka, który się do niej zwracał.
Kojarzyła go. Może nie do końca z imienia i nazwiska, ale widziała go krzątającego się na audiologii. Z tego, co pamiętała był tam pielęgniarzem. Jeszcze tego jej brakowało, żeby na podobnym występku przyłapał ją akurat ktoś kto mógłby mieć całkiem dobry kontakt z jej karmicielką.
- Cóż, w takim razie znasz mój sekret - odpowiedziała, odwracając się na chwilę od pałaszujących wesoło szopów i przyglądając się uważnie chłopakowi, którego obrzuciła dosyć chłodnym spojrzeniem. - Tylko nikomu ani słowa o tym, co tutaj widziałeś. Zwłaszcza doktor Coleridge.
Czy to brzmiało jak groźba? Dopiero mogło zacząć. Raczej wielkim sekretem wśród przynajmniej części personelu nie było to, że regularnie dostawała obiady od lekarki z audiologii, która postanowiła położyć kres jej niewłaściwej diecie. Przynajmniej robiła to nieco skuteczniej niż Medina, który starał jej się ojcować i strofować za podobne rzeczy.
@Sylvan Manning
Sylvan Manning
Nie spodziewał się, że jego obecność zaskoczy Ruelle tak bardzo. Miał tendencję do poruszania się dosyć cicho, ale nie próbował się skradać. Musiała być bardzo skupiona na swoich futrzastych znajomych, skoro w ogóle nie zwracała uwagi na swoje otoczenie. To nie tak, że mógł ją winić… zwierzaki miały prawdziwy talent do przyciągania uwagi swoim urokiem. W każdym razie fakt był taki, że Sylvan skutecznie zaskoczył pannę Prescott. Zapewne gdyby był trochę innym człowiekiem, próbowałby ją teraz przeprosić. Ale on w głębi duszy cieszył się, że ta sytuacja czyniła ich rozmowę trochę ciekawszą.
Zauważył chłodne, nieprzyjemne spojrzenie lekarki… bo jak mógłby nie zauważyć? W większości sytuacji jedynie obserwował ludzi i mowę ich ciała, zamiast faktycznie wdawać się w dyskusję. Był przyzwyczajony. Jednak w tej sytuacji akurat miał ochotę na rozmowę, na szczęście czy tam nieszczęście swojej rozmówczyni.
- Gdybym komukolwiek naskarżył, byłbym najzwyklejszym hipokrytą. Potrafię docenić osoby, które mają takie same zajęcia jak ja. Ale przyznam, że częściej dokarmiam koty niż szopy. - odpowiadając uniósł lekko dłonie, prawie jakby chciał pokazać swoją niewinność i potulność. Szczerze nie miał zamiaru roznieść tej plotki… w każdym razie na ten moment. Nie był jeszcze w stanie stwierdzić, jaką dokładnie osobą jest panna Prescott. Choć jej słowa, brzmiące nieco jak groźba, były całkiem intrygujące. Aż kusiło zrobić jej na złość, żeby przekonać się czy faktycznie była taka straszna. - Doktor Coleridge? Dlaczego akurat ona? Nie wiedziałem, że nie przepada za szopami. - na jego twarzy zamajaczył lekko widoczny uśmieszek, ale tylko na kilka sekund. Miał przeczucie, że nie chodziło tu o nienawiść pani doktor do tych konkretnie ssaków. Nie mógł być pewien, ale nie wyobrażał sobie jak można oprzeć się ich urokowi. Stąd pojawiła się w jego głowie kolejna fascynująca myśl… Czyżby Ruelle I. Prescott chciała ukryć coś więcej?
@Ruelle I. Prescott
Zauważył chłodne, nieprzyjemne spojrzenie lekarki… bo jak mógłby nie zauważyć? W większości sytuacji jedynie obserwował ludzi i mowę ich ciała, zamiast faktycznie wdawać się w dyskusję. Był przyzwyczajony. Jednak w tej sytuacji akurat miał ochotę na rozmowę, na szczęście czy tam nieszczęście swojej rozmówczyni.
- Gdybym komukolwiek naskarżył, byłbym najzwyklejszym hipokrytą. Potrafię docenić osoby, które mają takie same zajęcia jak ja. Ale przyznam, że częściej dokarmiam koty niż szopy. - odpowiadając uniósł lekko dłonie, prawie jakby chciał pokazać swoją niewinność i potulność. Szczerze nie miał zamiaru roznieść tej plotki… w każdym razie na ten moment. Nie był jeszcze w stanie stwierdzić, jaką dokładnie osobą jest panna Prescott. Choć jej słowa, brzmiące nieco jak groźba, były całkiem intrygujące. Aż kusiło zrobić jej na złość, żeby przekonać się czy faktycznie była taka straszna. - Doktor Coleridge? Dlaczego akurat ona? Nie wiedziałem, że nie przepada za szopami. - na jego twarzy zamajaczył lekko widoczny uśmieszek, ale tylko na kilka sekund. Miał przeczucie, że nie chodziło tu o nienawiść pani doktor do tych konkretnie ssaków. Nie mógł być pewien, ale nie wyobrażał sobie jak można oprzeć się ich urokowi. Stąd pojawiła się w jego głowie kolejna fascynująca myśl… Czyżby Ruelle I. Prescott chciała ukryć coś więcej?
@Ruelle I. Prescott
Ruelle I. Prescott
Gdyby tylko nie te szopy to na pewno nie dałaby się tak łatwo podejść. No, ale pielęgniarz poruszał się dosyć cicho, a jej uwagę pochłonęły szopy wesoło pałaszujące wyrzucony przez nią makaron. Widać było, że im smakowało i w zasadzie po części żałowała tego, że sama nie mogła do zjeść. Wolała jednak nie ryzykować tym, że będzie musiała biec do łazienki, by zwrócić zawartość żołądka albo męczyć się w jakiś inny sposób.
Starała się wyglądać i zabrzmieć groźnie, ale najwyraźniej jej się to nie udało albo po prostu miała do czynienia z beznadziejnym przypadkiem ekstrawertyka, który nie mógł odpuścić sobie okazji do interakcji międzyludzkich. To również była całkiem możliwa opcja. Nie spodziewała się tylko, że trafi na kogoś kto również lubił dokarmiać dzikie zwierzęta.
- Czyli to oznacza, że mogę liczyć na jakąś zmowę milczenia? - zapytała, przypatrując się chłopakowi, aby ocenić czy na pewno nie natrafiła na kogoś kto postanowiłby powiedzieć komukolwiek o tym całym zajściu niezależnie od intencji.
Miała tylko nadzieję, że faktycznie wieści o jej dokarmianiu szopów nie dotrą do Coleridge, bo chciała uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji. Tak przynajmniej będzie w stanie oddać jej puste pudełko na koniec dnia i uniknie konsekwencji zrezygnowania z obiadu. Wyglądało jednak na to, że będzie musiała tłumaczyć się z tego przed pielęgniarzem, który pewnie mógł jednak donieść lekarce jeśli nie da mu odpowiedniego tłumaczenia.
- Nie wiem, co sądzi o szopach. Chodzi o to, że nakarmiłam je obiadem, który Will dla mnie przygotowała. Dlatego nie chcę, żeby się o tym dowiedziała - powiedziała wprost.
Nie miała właściwie nic do ukrycia w tej kwestii przed chłopakiem. Zwłaszcza, że jednak wieści o tym, że Prescott żyła na obiadkach od pani audiolog były wiedzą, którą posiadało dosyć sporo osób w szpitalu. Praktycznie każdy kto tylko widział je wymieniające się pudełkiem z jedzeniem mógł mieć tego świadomość. Tym bardziej, że trwało to już jakiś czas.
@Sylvan Manning
Starała się wyglądać i zabrzmieć groźnie, ale najwyraźniej jej się to nie udało albo po prostu miała do czynienia z beznadziejnym przypadkiem ekstrawertyka, który nie mógł odpuścić sobie okazji do interakcji międzyludzkich. To również była całkiem możliwa opcja. Nie spodziewała się tylko, że trafi na kogoś kto również lubił dokarmiać dzikie zwierzęta.
- Czyli to oznacza, że mogę liczyć na jakąś zmowę milczenia? - zapytała, przypatrując się chłopakowi, aby ocenić czy na pewno nie natrafiła na kogoś kto postanowiłby powiedzieć komukolwiek o tym całym zajściu niezależnie od intencji.
Miała tylko nadzieję, że faktycznie wieści o jej dokarmianiu szopów nie dotrą do Coleridge, bo chciała uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji. Tak przynajmniej będzie w stanie oddać jej puste pudełko na koniec dnia i uniknie konsekwencji zrezygnowania z obiadu. Wyglądało jednak na to, że będzie musiała tłumaczyć się z tego przed pielęgniarzem, który pewnie mógł jednak donieść lekarce jeśli nie da mu odpowiedniego tłumaczenia.
- Nie wiem, co sądzi o szopach. Chodzi o to, że nakarmiłam je obiadem, który Will dla mnie przygotowała. Dlatego nie chcę, żeby się o tym dowiedziała - powiedziała wprost.
Nie miała właściwie nic do ukrycia w tej kwestii przed chłopakiem. Zwłaszcza, że jednak wieści o tym, że Prescott żyła na obiadkach od pani audiolog były wiedzą, którą posiadało dosyć sporo osób w szpitalu. Praktycznie każdy kto tylko widział je wymieniające się pudełkiem z jedzeniem mógł mieć tego świadomość. Tym bardziej, że trwało to już jakiś czas.
@Sylvan Manning
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach