Wstęp
Mayo Clinic posiada jeden z wiodących programów przeszczepów wątroby w kraju, ceniony jest za innowacyjną praktykę i badania w dziedzinie neurologii, medycyny transplantacyjnej oraz leczenia raka. Zespoły specjalistów świadczą usługi w ponad 40 specjalnościach medycznych i chirurgicznych. Przyjmowane są tu najznakomitsze jednostki, od znanych dyplomatów, po gwiazdy sportowe i zwykłych ludzi, korzystających z... Czytaj więcej
listopad 2023
20paź
Oficjalne otwarcie forum!
20paź
Dla zainteresowanych powstały halloweenowe zadania. Znajdziesz je W TYM TEMACIE. Zachęcamy do szybkiej reakcji. Ilość miejsc jest ograniczona! :)
25paź
Została już tylko część Zadań MG do przejęcia. Śpieszcie się póki są miejsca. :)
18lis
Powitajmy w ekipie administracji Ruelle I. Prescott! :)
Lily Kim
3
Lily od dzieciaka nie rozumiała żadnej papierkowej roboty. Znalazła się tutaj z prostego powodu - ratowania życia. To była jej misja, którą miała wykonywać, najlepiej jak tylko mogła. Jednak nawet ona pod koniec miesiąca to wszystko się zbierało. Sama nie do końca rozumiała, dlaczego stażyści i rezydenci, którzy się jej trafiali to skończeni idioci, więc musiała tuptać do HR'u, specjalnie by samodzielnie je naprawiać. Co gorsza z tym miejscem miała same złe wspomnienia, w końcu musiała wyjaśniać swoje inne, byłe związki właśnie w tym miejscu. Tego typu sprawy były dla niej najzwyczajniej w świecie upokarzające. Najbardziej ze wszystkich tam zgromadzonych ludzi nienawidziła Trzech Kopii. Zresztą kto normalny w szpitalu miałby się tak nazywać? No właśnie to był powód jej poszukiwań - trzy kopie, a zostały wykonane tylko dwie. To co? Nie mieli własnej kserokopiarki w HR'rze? Totalnie bez sensu. Sami wiele spraw mogli wykonać samodzielnie, ale nie! Bo im nie przystoi. Sama by ich posądziła za utrudnianie pracy lekarzy. Tylko taki był system.Chociaż nie rozumiała, dlaczego to zawsze jej dokumenty muszą być odprawiane, a dodatkowo zawsze składane u Rosiera. Szefa, srefa. Chłopa co wyżej sra, niż dupę ma. Samo wspomnienie na jego temat powodowało u niej wymioty. Nie była w stanie ogarnąć głową jego chłodu oraz wymagań. W czasie jego poszukiwania mogłaby zacząć operację, zaplanować plan usunięcia złośliwego nowotworu, a zamiast tego latała jak idiotka po szpitalu, bo zniknął ze swojego miejsca. W końcu dopadła go na papierosie, o ironio.
— Mógłbyś siedzieć u siebie, skoro tak pilnujesz papierów — prychnęła, otwierając drzwi na taras. Rzadko kiedy bywała zdenerwowana, ale marnowanie czasu w jej pracy doprowadzało ją na skraj szaleństwa — zwłaszcza że kazali mi je dostarczyć bezpośrednio do Ciebie — zaraz potem wbiła wzrok na palącego się szluga — nikt cię tu nie wyleczy, jak zachorujesz na nowotwór płuc.
@Tiberius Rosier
Tiberius Rosier
1.
Koniec miesiąca nigdy nie należał do najłatwiejszych, a zwłaszcza, gdy niektórzy ordynatorzy wprost uwielbiali zostawiać wszelką papierologię na ostatnią chwilę. Niektórzy wysyłali dość niekompetentnych stażystów, którzy nie do końca rozumieli co tak naprawdę mieli wypełnić, dostarczyć do HR’u, a co najważniejsze w jakiej ilości. Dlatego biedny kierownik tego działu miał najprawdziwszy kocioł, gdy nadchodziło zamykanie miesiąca. Zarząd cisnął go o klarowne dane i zestawienia, które chcieliby omówić na początku miesiąca – najlepiej w formie prezentacji, w końcu to najefektywniejszy sposób przyswajania informacji. Prawdopodobnie na dniach spłyną do niego informację na temat stanowisk na jakie poszukiwano nowych pracowników… A jego dział wbrew pozorom nie liczył aż tak obszernej ilości ludzi.
W dużym skrócie Rosier był zawalony robotą, wyrabiając nadgodziny, żeby mieć szansę poprawnie zamknąć ten miesiąc. Biedny Pan Plamka spędzał niekończące się godziny w domu, a on nie mógł nic na to poradzić. Mógłby powtarzać w kółko i w kółko, do znudzenia, ale i tak nikt go nie słuchał. Kogo obchodzi papierologia, jak mają życia do uratowania? Czcze gadanie, dzięki tym papierom ten szpital jeszcze funkcjonuje i nie wkroczył do niego smutny pan z inspekcji pracy. (Co ciekawe smutny pan z inspekcji pracy był jego kolegą, więc mógł liczyć na minimalne chody, gdy już zdarzyło się coś paskudnego.)
Nie chcąc spędzać kolejnych godzin na wgapianiu się w monitor, gdzie wzrok powoli mu się rozmywał, stwierdził, że czas wybrać się na zasłużoną przerwę. Rzucił tylko dziewczynom, że zaraz wróci i udał się na taras, aby odetchnąć świeżym powietrzem, a przy okazji spalić petka lub dwa. Tak na zapas. Lekko poluźnił krawat, rozpinając dwa pierwsze guziki od koszuli, przyda mu się lekkie poczucie „luzu”.
Niestety samotne chwile z papierosem w dłoni przerwała mu Kim, ta której papiery nigdy nie są wypełnione poprawnie w wymaganej ilości kopii. Chyba naiwnie myślała, że wszelkie braki on uzupełni, co było wierutną bzdurą. W końcu podpis musi być zawsze oryginalny, a nie skserowany.
— Istnieje coś takiego, jak przerwa w pracy, Kim. Myślałem, że po tylu latach zdajesz sobie z tego sprawę, jeżeli masz jakieś braki w tak elementarnej wiedzy to zapraszam na szkolenie. Dla ciebie zawsze znajdę czas. — odpowiedział dość mechanicznie, kładąc odpowiedni nacisk na kluczowych słowach. Lubił się z nią drażnić, szybko puszczały jej nerwy, a on mógł jej oferować tylko swój zwyczajowy chłód. — To świadczy tylko i wyłącznie o tym, że możesz czuć się docenioną, nie każdego papiery sprawdzam osobiście. — Posłał jej swój szczery, szeroki uśmiech, który na pierwszy rzut oka wydawał się słodkim, ale w wykonaniu Rosiera wydawał się tak samo złośliwy jak on. — To groźba czy obietnica? — spytał, zaciągając się na jej oczach. Nie była pierwszą osobą, która mu to mówiła, ale miał zamiar zignorować to tak jak resztę. Tylko to pozostało mu w jego chorowitym i alergicznym świecie. — Kim, dobrze wiemy, że beze mnie umarłabyś z nudy i tęsknoty — dodał, po czym przeniósł spojrzenie na jej ręce. — Jeżeli ci się śpieszy to mogę wyjątkowo sprawdzić ci papiery teraz, ale… — przerwał, delikatnie mrużąc oczy. W sumie to jego przerwa, nie powinien w jej czasie wykonywać pracy. — Co z tego będę miał?
@Lily Kim
Koniec miesiąca nigdy nie należał do najłatwiejszych, a zwłaszcza, gdy niektórzy ordynatorzy wprost uwielbiali zostawiać wszelką papierologię na ostatnią chwilę. Niektórzy wysyłali dość niekompetentnych stażystów, którzy nie do końca rozumieli co tak naprawdę mieli wypełnić, dostarczyć do HR’u, a co najważniejsze w jakiej ilości. Dlatego biedny kierownik tego działu miał najprawdziwszy kocioł, gdy nadchodziło zamykanie miesiąca. Zarząd cisnął go o klarowne dane i zestawienia, które chcieliby omówić na początku miesiąca – najlepiej w formie prezentacji, w końcu to najefektywniejszy sposób przyswajania informacji. Prawdopodobnie na dniach spłyną do niego informację na temat stanowisk na jakie poszukiwano nowych pracowników… A jego dział wbrew pozorom nie liczył aż tak obszernej ilości ludzi.
W dużym skrócie Rosier był zawalony robotą, wyrabiając nadgodziny, żeby mieć szansę poprawnie zamknąć ten miesiąc. Biedny Pan Plamka spędzał niekończące się godziny w domu, a on nie mógł nic na to poradzić. Mógłby powtarzać w kółko i w kółko, do znudzenia, ale i tak nikt go nie słuchał. Kogo obchodzi papierologia, jak mają życia do uratowania? Czcze gadanie, dzięki tym papierom ten szpital jeszcze funkcjonuje i nie wkroczył do niego smutny pan z inspekcji pracy. (Co ciekawe smutny pan z inspekcji pracy był jego kolegą, więc mógł liczyć na minimalne chody, gdy już zdarzyło się coś paskudnego.)
Nie chcąc spędzać kolejnych godzin na wgapianiu się w monitor, gdzie wzrok powoli mu się rozmywał, stwierdził, że czas wybrać się na zasłużoną przerwę. Rzucił tylko dziewczynom, że zaraz wróci i udał się na taras, aby odetchnąć świeżym powietrzem, a przy okazji spalić petka lub dwa. Tak na zapas. Lekko poluźnił krawat, rozpinając dwa pierwsze guziki od koszuli, przyda mu się lekkie poczucie „luzu”.
Niestety samotne chwile z papierosem w dłoni przerwała mu Kim, ta której papiery nigdy nie są wypełnione poprawnie w wymaganej ilości kopii. Chyba naiwnie myślała, że wszelkie braki on uzupełni, co było wierutną bzdurą. W końcu podpis musi być zawsze oryginalny, a nie skserowany.
— Istnieje coś takiego, jak przerwa w pracy, Kim. Myślałem, że po tylu latach zdajesz sobie z tego sprawę, jeżeli masz jakieś braki w tak elementarnej wiedzy to zapraszam na szkolenie. Dla ciebie zawsze znajdę czas. — odpowiedział dość mechanicznie, kładąc odpowiedni nacisk na kluczowych słowach. Lubił się z nią drażnić, szybko puszczały jej nerwy, a on mógł jej oferować tylko swój zwyczajowy chłód. — To świadczy tylko i wyłącznie o tym, że możesz czuć się docenioną, nie każdego papiery sprawdzam osobiście. — Posłał jej swój szczery, szeroki uśmiech, który na pierwszy rzut oka wydawał się słodkim, ale w wykonaniu Rosiera wydawał się tak samo złośliwy jak on. — To groźba czy obietnica? — spytał, zaciągając się na jej oczach. Nie była pierwszą osobą, która mu to mówiła, ale miał zamiar zignorować to tak jak resztę. Tylko to pozostało mu w jego chorowitym i alergicznym świecie. — Kim, dobrze wiemy, że beze mnie umarłabyś z nudy i tęsknoty — dodał, po czym przeniósł spojrzenie na jej ręce. — Jeżeli ci się śpieszy to mogę wyjątkowo sprawdzić ci papiery teraz, ale… — przerwał, delikatnie mrużąc oczy. W sumie to jego przerwa, nie powinien w jej czasie wykonywać pracy. — Co z tego będę miał?
@Lily Kim
Lily Kim
W standardowym ujęciu Lily była oazą spokoju. Uwielbiała pracować pod presją, a jej temperament pomagał nie wdawać się w za dużą ilość konfliktów między współpracownikami. Dla wszystkich zdrowie i komfort pacjenta jest najważniejszy. Dla wszystkich spoza HR. Kim od zawsze myślała, że żyją oni w jakiejś totalnie innej rzeczywistości, której żaden człowiek nie jest w stanie jasno i klarownie zrozumieć. Papiery. Po co to komu? Jasne, rozumiała ich wypełnianie przy zgonach, ale miała inne obowiązki niż sprawdzanie, czy wszystko jest podpisane. Od tego był on - Trzy Kopie. Lily miała wycinać wyrostki, dbać o zdrowie pacjentów i na tym powinno się to zakończyć.
— Jak przyjedzie karambol, to nie mam przerwy w pracy. Jak pacjent się zatrzymuje też jej nie mam, więc skoro mam wolną chwilę mógłbyś sprawdzić te pierdolone papiery — powiedziała stosunkowo chłodnym tonem jak na nią. Dla niej przerwą było zajęcie się papierami. Tylko powrót do domu mógł przynieść jej jakikolwiek odpoczynek. W taki sposób nie powinna wyglądać praca i może to właśnie HR powinien zająć się tym? Zamiast zwracać uwagę na parę braków w podpisach. Dokumentacja powinna zostać elektroniczna - nie wycinajmy lasów — mam podstawową wiedzę, ale w porównaniu do Ciebie moja praca jest pod presją, a nie przy ciasteczkach, kawusi — prychnęła zirytowana jego ignoranctwem. Każda praca jest trudna, ale chirurga już wyjątkowo. Musi zadbać, by każde najmniejsze naczynie zostało przecięte z należytą starannością, by nie dochodziło do żadnego krwawienia wewnątrz organizmu. Dla niej stawką jest ludzkie życie — poza tym zgaś tę świeczkę — rzuciła, wbijając wzrok w palącego się szluga. Jeszcze brakowało tego, by dym wleciał do 14-letniej Britty, która miała niedawno przeszczep trzustki.
— Wolałabym panią Gosię, daje naklejki za ładne papiery — skwitowała dosyć krótko, robiąc całkiem niezadowoloną minę — Obietnica — rzuciła krótko — robisz sobie samych wrogów, a każdy głupi mógłby zajmować się papierami — a na pewno pani Gosia, którą tak niedawno przywołała do stołu. Dla niej problemem nie był brak jednego podpisu. Wołała wtedy jakiegokolwiek rezydenta Kim, by machnął się za nią.
Przynajmniej w tych mniej pilniejszych przypadkach.
— Raczej z relaksu i odprężenia, że nikt się nade mną nie znęca — odparła gorzkim tonem. Nie lubiła wchodzić z mężczyzną w konfrontację, ale za każdym razem musiała. Praca każdego człowieka była związana z pracą z papierami, czy tego chciał czy też nie — sprawdź — wywróciła zaraz oczami, podając mu stos papierów, który samodzielnie musiała sprawdzać. Każdy dawał tę pracę rezydentom, ale jej byli wyjątkowo nieudolni — kolejną spaloną świeczkę i miesiąc spokoju — odpowiedziała z krzywym uśmiechem. Szczerze liczyła, że przez najbliższy miesiąc nie będzie musiała zbliżać się do mężczyzny, lub jakkolwiek się z nim widywać. Nikt nie doprowadzał jej do gorączki jak on.
@Tiberius Rosier
— Jak przyjedzie karambol, to nie mam przerwy w pracy. Jak pacjent się zatrzymuje też jej nie mam, więc skoro mam wolną chwilę mógłbyś sprawdzić te pierdolone papiery — powiedziała stosunkowo chłodnym tonem jak na nią. Dla niej przerwą było zajęcie się papierami. Tylko powrót do domu mógł przynieść jej jakikolwiek odpoczynek. W taki sposób nie powinna wyglądać praca i może to właśnie HR powinien zająć się tym? Zamiast zwracać uwagę na parę braków w podpisach. Dokumentacja powinna zostać elektroniczna - nie wycinajmy lasów — mam podstawową wiedzę, ale w porównaniu do Ciebie moja praca jest pod presją, a nie przy ciasteczkach, kawusi — prychnęła zirytowana jego ignoranctwem. Każda praca jest trudna, ale chirurga już wyjątkowo. Musi zadbać, by każde najmniejsze naczynie zostało przecięte z należytą starannością, by nie dochodziło do żadnego krwawienia wewnątrz organizmu. Dla niej stawką jest ludzkie życie — poza tym zgaś tę świeczkę — rzuciła, wbijając wzrok w palącego się szluga. Jeszcze brakowało tego, by dym wleciał do 14-letniej Britty, która miała niedawno przeszczep trzustki.
— Wolałabym panią Gosię, daje naklejki za ładne papiery — skwitowała dosyć krótko, robiąc całkiem niezadowoloną minę — Obietnica — rzuciła krótko — robisz sobie samych wrogów, a każdy głupi mógłby zajmować się papierami — a na pewno pani Gosia, którą tak niedawno przywołała do stołu. Dla niej problemem nie był brak jednego podpisu. Wołała wtedy jakiegokolwiek rezydenta Kim, by machnął się za nią.
Przynajmniej w tych mniej pilniejszych przypadkach.
— Raczej z relaksu i odprężenia, że nikt się nade mną nie znęca — odparła gorzkim tonem. Nie lubiła wchodzić z mężczyzną w konfrontację, ale za każdym razem musiała. Praca każdego człowieka była związana z pracą z papierami, czy tego chciał czy też nie — sprawdź — wywróciła zaraz oczami, podając mu stos papierów, który samodzielnie musiała sprawdzać. Każdy dawał tę pracę rezydentom, ale jej byli wyjątkowo nieudolni — kolejną spaloną świeczkę i miesiąc spokoju — odpowiedziała z krzywym uśmiechem. Szczerze liczyła, że przez najbliższy miesiąc nie będzie musiała zbliżać się do mężczyzny, lub jakkolwiek się z nim widywać. Nikt nie doprowadzał jej do gorączki jak on.
@Tiberius Rosier
Tiberius Rosier
Najważniejszą rzeczą, którą zrozumiał po tylu latach pracy w tym szpitalu, a zwłaszcza jak został kierownikiem działu HR, bo jako kadrowy za wielu rzeczy zmienić nie mógł, była ignorancja lekarzy. Każdego obowiązywały takie same procedury, a oni z jakiegoś powodu uważali się za pępek świata, któremu zawsze powinni wszyscy iść na rękę. Rosier szybko uświadomił ich w jak oderwanej rzeczywistości żyli i w którym momencie coś im się za bardzo odkleiło. Co prawda podszedł do tego, tak jak bozia przykazała – obejmując nowe stanowisko spędził kilka godzin na rozmowach z zarządem co mogliby zrobić, aby nikt nie znalazł niedociągnięć w papierach. Ignorował wszelkiego rodzaju narzekania ze strony pracowników, znajdowali się kompletnie po innej stronie hierarchii w pracy, a nie miał w sobie żadnych pokładów masochizmu, aby zbierać za nich opierdziel.
Wiele razy sprawę postawił jasno – HR nie jest od tego, aby wykonywać za kogoś pracę, skoro nikt nie kwapi się im do pomocy. Widocznie rozdmuchane ego nie pozwalało przyswoić co poniektórym tego stwierdzenia.
— Język, Kim. Przy pacjentach też wyrażasz się w tak rynsztokowy sposób? — spytał, z wyraźną naganą w głosie. Nie akceptował jakichkolwiek przekleństw, dla niego oznaczało to tylko i wyłącznie ubogi zakres słownictwa drugiej osoby. Istniało tyle pięknych słów, których można było użyć w takiej sytuacji zamiast tego, a ludzie lubili korzystać z obelg, okropne. — Oczywiście, bo doskonale wiesz, jak wygląda praca Administracji, dlatego wygłaszasz takie, a nie inne tezy. Kierujesz się głównie uprzedzeniami, które nie mają racji bytu, bo twoja ignorancja nie pozwala ci dostrzec prawdy — stwierdził spokojnie, mierząc ją uważnym spojrzeniem. Kolejny lekarz patrzący tylko na czubek swojego nosa, bo w końcu on tu był najważniejszy i najmądrzejszy. Rosier nie lubił się chwalić tym, że kiedyś studiował medycynę, raczej wiedziała o tym tylko góra i tak miało pozostać. Szkoda tylko, że tak zadufane osoby w pierwszym momencie po otrzymaniu wypłaty, która ich zdaniem się nie zgadzała kierowali się właśnie do niego. Jakby to jego winą było to, że nie potrafili nawet donieść wniosku o nadgodzinach, a później wielkie oburzenie, że hajsu nie ma. Jak ktoś nie potrafi zadbać o własne interesy to tak się zdarzało. — Nie zgaszę, zapewnia nam gorącą i romantyczną atmosferę — odbił, nie mając zamiaru zastosować się do tego co mówiła, Z jakiegoś powodu wybierał właśnie ten taras na swoje palenie, bo był „bezpiecznym” miejscem dla innych osób.
Powstrzymał się od wywrócenia oczami, okazywanie jej swojego delikatnego zirytowania nie miało najmniejszego sensu. Nie raz i nie dwa, słyszał o tym, że jego kadrowe były od niego milsze na co przytakiwał z krzywym uśmiechem. Nikt nie znał tak dobrze tych diabłów jak on.
— Patrząc na braki w twoich pewnie za często ich nie dostajesz — odpowiedział, robiąc sobie notatkę, że musi zrobić podsumowanie z dziewczynami, który oddział był w tym miesiącu najbardziej ogarnięty. Jak widać na załączonym obrazku na pewno nie ten, na którym pracowała Kim. — Skoro każdy głupi mógłby zajmować się papierami, to dlaczego twój oddział ma z nimi takie problemy? Obrażasz swoich współpracowników? — zapytał uprzejmie, patrząc na nią ze szczątkowym zainteresowaniem. Gosia potrafiła zrobić sobie dobry PR wśród pracowników, a tak naprawdę była jedną z najbardziej uszczypliwych kadrowych. Zupełnie jak Juls, która przegrywała tylko i wyłącznie ze swoim przełożonym.
Tak wiele rozmów odbyli w tym samym temacie, że powoli miał ochotę zacząć je nagrywać i puszczać swoje argumenty w odpowiednim momencie. Oszczędziłoby mu to czasu.
— Wymaganie od ciebie wypełniania obowiązków, które masz wpisane w swoim stanowisku pracy, uważasz za znęcanie? W takim razie zachęcam cię do ponownego przyjrzenia się karcie stanowiskowej, jak i umowie o pracę — odparł statecznym tonem, zastanawiając się czy kiedyś w końcu zrozumie, że wymagał od niej tylko i wyłącznie minimum, które jak widać wydawało się dla niej czymś wielkim. — Kultura wymaga użycia pewnego słowa, o którym widocznie zapomniałaś — przypomniał jej cierpliwie i póki się nie poprawi, nie miał zamiaru przyjmować tego stosu papierów. Skoro każdy tak wymagał szacunku wobec lekarzy to on wymagał do siebie. — Spalone świeczki mam na co dzień, spokoju nie zaznam, bo tak czy siak coś zawsze wpadnie. Coś innego, poproszę — stwierdził, odwzajemniając jej krzywy uśmiech. Mogłaby popisać się kreatywnością, której używa jako wymówek do niewypełniania papierów.
@Lily Kim
Wiele razy sprawę postawił jasno – HR nie jest od tego, aby wykonywać za kogoś pracę, skoro nikt nie kwapi się im do pomocy. Widocznie rozdmuchane ego nie pozwalało przyswoić co poniektórym tego stwierdzenia.
— Język, Kim. Przy pacjentach też wyrażasz się w tak rynsztokowy sposób? — spytał, z wyraźną naganą w głosie. Nie akceptował jakichkolwiek przekleństw, dla niego oznaczało to tylko i wyłącznie ubogi zakres słownictwa drugiej osoby. Istniało tyle pięknych słów, których można było użyć w takiej sytuacji zamiast tego, a ludzie lubili korzystać z obelg, okropne. — Oczywiście, bo doskonale wiesz, jak wygląda praca Administracji, dlatego wygłaszasz takie, a nie inne tezy. Kierujesz się głównie uprzedzeniami, które nie mają racji bytu, bo twoja ignorancja nie pozwala ci dostrzec prawdy — stwierdził spokojnie, mierząc ją uważnym spojrzeniem. Kolejny lekarz patrzący tylko na czubek swojego nosa, bo w końcu on tu był najważniejszy i najmądrzejszy. Rosier nie lubił się chwalić tym, że kiedyś studiował medycynę, raczej wiedziała o tym tylko góra i tak miało pozostać. Szkoda tylko, że tak zadufane osoby w pierwszym momencie po otrzymaniu wypłaty, która ich zdaniem się nie zgadzała kierowali się właśnie do niego. Jakby to jego winą było to, że nie potrafili nawet donieść wniosku o nadgodzinach, a później wielkie oburzenie, że hajsu nie ma. Jak ktoś nie potrafi zadbać o własne interesy to tak się zdarzało. — Nie zgaszę, zapewnia nam gorącą i romantyczną atmosferę — odbił, nie mając zamiaru zastosować się do tego co mówiła, Z jakiegoś powodu wybierał właśnie ten taras na swoje palenie, bo był „bezpiecznym” miejscem dla innych osób.
Powstrzymał się od wywrócenia oczami, okazywanie jej swojego delikatnego zirytowania nie miało najmniejszego sensu. Nie raz i nie dwa, słyszał o tym, że jego kadrowe były od niego milsze na co przytakiwał z krzywym uśmiechem. Nikt nie znał tak dobrze tych diabłów jak on.
— Patrząc na braki w twoich pewnie za często ich nie dostajesz — odpowiedział, robiąc sobie notatkę, że musi zrobić podsumowanie z dziewczynami, który oddział był w tym miesiącu najbardziej ogarnięty. Jak widać na załączonym obrazku na pewno nie ten, na którym pracowała Kim. — Skoro każdy głupi mógłby zajmować się papierami, to dlaczego twój oddział ma z nimi takie problemy? Obrażasz swoich współpracowników? — zapytał uprzejmie, patrząc na nią ze szczątkowym zainteresowaniem. Gosia potrafiła zrobić sobie dobry PR wśród pracowników, a tak naprawdę była jedną z najbardziej uszczypliwych kadrowych. Zupełnie jak Juls, która przegrywała tylko i wyłącznie ze swoim przełożonym.
Tak wiele rozmów odbyli w tym samym temacie, że powoli miał ochotę zacząć je nagrywać i puszczać swoje argumenty w odpowiednim momencie. Oszczędziłoby mu to czasu.
— Wymaganie od ciebie wypełniania obowiązków, które masz wpisane w swoim stanowisku pracy, uważasz za znęcanie? W takim razie zachęcam cię do ponownego przyjrzenia się karcie stanowiskowej, jak i umowie o pracę — odparł statecznym tonem, zastanawiając się czy kiedyś w końcu zrozumie, że wymagał od niej tylko i wyłącznie minimum, które jak widać wydawało się dla niej czymś wielkim. — Kultura wymaga użycia pewnego słowa, o którym widocznie zapomniałaś — przypomniał jej cierpliwie i póki się nie poprawi, nie miał zamiaru przyjmować tego stosu papierów. Skoro każdy tak wymagał szacunku wobec lekarzy to on wymagał do siebie. — Spalone świeczki mam na co dzień, spokoju nie zaznam, bo tak czy siak coś zawsze wpadnie. Coś innego, poproszę — stwierdził, odwzajemniając jej krzywy uśmiech. Mogłaby popisać się kreatywnością, której używa jako wymówek do niewypełniania papierów.
@Lily Kim
Lily Kim
Możliwe, że mógłby mieć takie podejście, gdyby pracował w jakimkolwiek innym miejscu. W zwykłym korpo na pewno świetnie, by się odnalazł. Lekarze mieli własny świat w swoich głowach, nie do złamania w jakikolwiek sposób. Byli najważniejsi, bo posiadali ze wszystkich największą wiedzę, ale nie byli w szpitalu sami. Dlatego nie rozumiała nigdy podejścia Trzech Kopii. Czasami marzyła o śnie, wyjściu z pracy, a nagle okazywała się, że jej pacjent potrzebuje pilnego przeszczepu. Nie posiadała stałych godzin pracy, jak co niektórzy.
— Przepraszam, ale musiałam się zniżyć do twojego poziomu bucowatości, a inaczej się nie da niż przekleństwa — odpowiedziała z przemiłym uśmiechem. Takim zwyczajowym Liliowym, ale wyjątkowo pod szarpniętym nutką fałszywości — możesz się zachowywać jak na dżentelmena przystało, ale brak poszanowania czyjegoś jestestwa przez swoje bycie jest na poziomie rynsztoku. Jedną z zasad jest, chociażby niepalenie przy niepalących — w końcu nie narażał tylko swojego zdrowia, a także samej Kim. Biernie palenie szkodzi bardziej niż samodzielne. Taka osoba jest poza kontrolą sytuacji. Zasady kultury są jasne, a wyjątkowo szef HR'u jednak jest dosyć niegrzeczny, skoro sam nie widzi swojej wtopy.
— Czyli nikt z twojego działu nie zjadł dzisiaj ciasteczek i nie wypił kawusi? — spytała, zakładając rękę na rękę i unosząc jedną ze swoich brwi wysoko — sam tego nie robisz w pracy? — dodała, próbując jednak pokazać swoją rację. Doskonale wiedziała, że ją ma. Ba, czasami do ugłaskania Gośki przynosiła jej pączki, którymi częstowała całą administrację, bo przecież nie mogła przytyć. — Nie pamiętam, żebym miała jakąkolwiek wolną chwilę. Wy w HR'ze nie wiecie, jakie to uczucie, gdy umiera wam pacjent na stole. Widzicie tylko papiery po tym, a był człowiekiem — skwitowała krótko. Nigdy nie mówiła, że ich praca nie jest trudna, ale zdecydowanie łatwiejsza niż chirurga. Nikt przez nich życia nie straci. Córki nie stracą ojca, a żona męża — więc może nie mów mi o żadnych stereotypach, ale tak, macie łatwiejszą pracę — pewnie teraz jakiekolwiek papiery, które będzie dostarczała nie zostaną przyjęte. Wcale jej to nie przeszkadzało. Będzie napuszczała na nich stażystów, rezydentów, ale sama nie miała zamiaru więcej widzieć Trzech Kopii. Zawsze powodował, że na jej czole pojawiała się żyłka na czole.
— Jak chcesz romantyczną atmosferę, to zaproś na randkę, a nie pal — prychnęła Lily, kręcąc zniesmaczona. Nie rozumiała postępowania Rosiera. Był dla niej enigmą. Taka osoba nie powinna być szefem HR, skoro mówi niestosowne rzeczy do pracownicy, którą powinien kontrolować.
— Zdziwiłbyś się — mruknęła pod swoim nosem — Obrażam moich rezydentów, którzy nie potrafią poprawnie wykonać swojej pracy — ich zadaniem była nauka. Nie jej winą było, że nie potrafili zrozumieć poprawnego wypełnienia papierów i prosić ją o papiery. Miała kilku trudnych pacjentów do zdiagnozowania, a zamiast sprawdzać badania, literaturę, siedziała tu i płaszczyła się nad królem dokumentacji.
— A ja zachęcałabym Ciebie do wyjęcia kija z odbytu, bo musisz rozluźnić mięsień pośladkowy wielki — dodała z dużą uprzejmością. W manierach nie zawsze chodziło o słowa i gesty, ale sam stosunek do drugiej osoby — papierami zajmują się rezydenci, którzy asystują przy zabiegach, nie ja. Naucz się w końcu tego — dodała chłodnym tonem. Od tego oni byli. Czasami współczuła rezydentom, ale przez opisywanie konkretnych przypadków mieli nauczyć się, jak nie schrzanić kolejnej operacji, by człowiek miał szansę przeżyć.
— Poproszę — warknęła Lily, machając przy tym dokumentami . Bardziej brzmiała, jakby była w trakcie najgorszego przekleństwa niż jakiejkolwiek racjonalnej prośby — nie będziesz mnie widział, aż do następnego rozdania papierów. Powinno umilić Ci to dzień — nie miała ochoty na zabawy słowne. Chciała najzwyczajniejszego odpoczynku, nie myślenia o starciu z mężczyzną i przejścia do właściwych obowiązków w swojej pracy.
@Tiberius Rosier
— Przepraszam, ale musiałam się zniżyć do twojego poziomu bucowatości, a inaczej się nie da niż przekleństwa — odpowiedziała z przemiłym uśmiechem. Takim zwyczajowym Liliowym, ale wyjątkowo pod szarpniętym nutką fałszywości — możesz się zachowywać jak na dżentelmena przystało, ale brak poszanowania czyjegoś jestestwa przez swoje bycie jest na poziomie rynsztoku. Jedną z zasad jest, chociażby niepalenie przy niepalących — w końcu nie narażał tylko swojego zdrowia, a także samej Kim. Biernie palenie szkodzi bardziej niż samodzielne. Taka osoba jest poza kontrolą sytuacji. Zasady kultury są jasne, a wyjątkowo szef HR'u jednak jest dosyć niegrzeczny, skoro sam nie widzi swojej wtopy.
— Czyli nikt z twojego działu nie zjadł dzisiaj ciasteczek i nie wypił kawusi? — spytała, zakładając rękę na rękę i unosząc jedną ze swoich brwi wysoko — sam tego nie robisz w pracy? — dodała, próbując jednak pokazać swoją rację. Doskonale wiedziała, że ją ma. Ba, czasami do ugłaskania Gośki przynosiła jej pączki, którymi częstowała całą administrację, bo przecież nie mogła przytyć. — Nie pamiętam, żebym miała jakąkolwiek wolną chwilę. Wy w HR'ze nie wiecie, jakie to uczucie, gdy umiera wam pacjent na stole. Widzicie tylko papiery po tym, a był człowiekiem — skwitowała krótko. Nigdy nie mówiła, że ich praca nie jest trudna, ale zdecydowanie łatwiejsza niż chirurga. Nikt przez nich życia nie straci. Córki nie stracą ojca, a żona męża — więc może nie mów mi o żadnych stereotypach, ale tak, macie łatwiejszą pracę — pewnie teraz jakiekolwiek papiery, które będzie dostarczała nie zostaną przyjęte. Wcale jej to nie przeszkadzało. Będzie napuszczała na nich stażystów, rezydentów, ale sama nie miała zamiaru więcej widzieć Trzech Kopii. Zawsze powodował, że na jej czole pojawiała się żyłka na czole.
— Jak chcesz romantyczną atmosferę, to zaproś na randkę, a nie pal — prychnęła Lily, kręcąc zniesmaczona. Nie rozumiała postępowania Rosiera. Był dla niej enigmą. Taka osoba nie powinna być szefem HR, skoro mówi niestosowne rzeczy do pracownicy, którą powinien kontrolować.
— Zdziwiłbyś się — mruknęła pod swoim nosem — Obrażam moich rezydentów, którzy nie potrafią poprawnie wykonać swojej pracy — ich zadaniem była nauka. Nie jej winą było, że nie potrafili zrozumieć poprawnego wypełnienia papierów i prosić ją o papiery. Miała kilku trudnych pacjentów do zdiagnozowania, a zamiast sprawdzać badania, literaturę, siedziała tu i płaszczyła się nad królem dokumentacji.
— A ja zachęcałabym Ciebie do wyjęcia kija z odbytu, bo musisz rozluźnić mięsień pośladkowy wielki — dodała z dużą uprzejmością. W manierach nie zawsze chodziło o słowa i gesty, ale sam stosunek do drugiej osoby — papierami zajmują się rezydenci, którzy asystują przy zabiegach, nie ja. Naucz się w końcu tego — dodała chłodnym tonem. Od tego oni byli. Czasami współczuła rezydentom, ale przez opisywanie konkretnych przypadków mieli nauczyć się, jak nie schrzanić kolejnej operacji, by człowiek miał szansę przeżyć.
— Poproszę — warknęła Lily, machając przy tym dokumentami . Bardziej brzmiała, jakby była w trakcie najgorszego przekleństwa niż jakiejkolwiek racjonalnej prośby — nie będziesz mnie widział, aż do następnego rozdania papierów. Powinno umilić Ci to dzień — nie miała ochoty na zabawy słowne. Chciała najzwyczajniejszego odpoczynku, nie myślenia o starciu z mężczyzną i przejścia do właściwych obowiązków w swojej pracy.
@Tiberius Rosier
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach